Bezmiar wymiarów - recenzja
Na sali zapada szumiąca cisza, słychać szepty, po czym następuje przerwa. Każdy w konsternacji myśli nad odpowiedzią i każdy gdzieś w sobie uważa, że warto, że trzeba odkrywać. Że trzeba poszukiwać prawdy w innych przestrzeniach, życia tam, gdzie prawdopodobnie ono jest. Nowe technologie dają nowe możliwości, otwierają się nowe pola dla naukowych eksploracji. I oto następuje druga część konferencji i ciąg dalszy. I po mowie o kosmicznej, matematycznej rzeczywistości złożonej z siatki mikroskopijnych czarnych dziur, po stwierdzeniu, że „nie ma masy, nie ma czasu, tylko pustka. Że nasz świat jest stworzony z … pustki. Czasoprzestrzeń jest zbudowana z obiektów matematycznych, które jakimś cudem tworzą fizyczny świat”. Po słowach, że „Wszechświat to po prostu uroboros, czyli wąż, który połknął własny ogon” ponownie pada pytanie – czy warto za wszelką cenę dążyć do odkrycia i poznania dalszych przestrzeni? Czy warto ryzykować dla tego, co nieznane, a co jest jedynie... pustką?
I tak, jak po pierwszej części konferencji każdy przytakiwał głową i popierał badania naukowe oraz przecieranie nowych ścieżek we wszechświecie, tak po drugiej części zapada grobowa cisza. Każdy zaczyna wątpić w dalszą eksplorację kosmosu, bo skoro świat to pustka, to czy jest sens...? Czy warto? I po co nam więcej? Co nam to da? Komu … da?
Na sali słychać... dźwięk ciszy.
Nikt nic nie mówi.
Tym naukowcem, który zadaje pytania na owej konferencji jest Tomasz Dawidowicz, który w powieści „Bezmiar wymiarów” porusza temat, który od lat frapuje ludzkość. Czy istnieją inne formy życia? Czy w kosmosie jest Bóg? Czy można żyć na innej planecie? A co z materią, grawitacją, czy ludzkim organizmem? Są coraz nowsze technologie, które dają nowe szanse, które poszerzają horyzonty badań i analiz. I każdy zgodzi się z tym, że trzeba je wykorzystywać. Że trzeba... że trzeba poznawać, ale czy koniecznie? Czy penetracja nanoświata jest nam w ogóle potrzebna? I czy są jakieś granice, poza które człowiek nigdy nie wyjdzie? Podczas czytania zastanawiasz się nad sobą i swoją egzystencją tu i teraz. Myślisz o ziemi i jej zbliżającej się zagładzie. Myślisz o sensie bytu i o człowieku, jako organizmie. I choć czytasz literaturę science fiction, to coś podszeptuje ci, że jest ona bliska realności. Personalizujesz się z naukowcami. Wraz z nimi żyjesz, zaglądasz w ich notatki, zerkasz pod mikroskop. Jesteś trzecim członkiem ich zespołu badawczego.
Tomasz Dawidowicz rozpisał powieść na dwóch bohaterów, wierzący Gerwazy i ateista Sigurd. Dwa różne charaktery, podejście do życia, dwie różne osoby przy jednym stole naukowym. Ty stajesz się trzecim, bo prowadzenie fabuły i opisy naukowe, które autor przełożył na „język adepta” stają się zrozumiałe dla ciebie. Tracisz tym samym poczucie upływu ziemskiego czasu, bo pochłania cię czytanie (nie czarna dziura). Jesteś ciekaw dokąd to wszystko zmierza. Czego pragnie człowiek, a na co pozwoli świat. Jesteś oszołomiony fabułą, następujących po sobie sekwencji i decyzji naukowców. Jesteś porwany w „Bezmiar wymiarów”, które są „geometryczną strukturą przestrzeni, krainą czarów...”, „(...) iluminacją połączoną z głębokim podziwem i bezbrzeżnym niedowierzaniem.”
Niebywała
przygoda literacka.
Agnieszka Kusiak