Będzie dobrze - autobiograficzna opowieść, która wciąga, niepokoi, intryguje…

Obrazek artykułu
To prawdopodobnie pierwsza książka napisana przez osadzonego przy świetle żarówki w toalecie więziennej celi!

To prawdopodobnie pierwsza książka napisana przez osadzonego przy świetle żarówki w toalecie więziennej celi. Rękopis powstawał blisko rok, bez dnia, a raczej nocy, przerwy, bez pomocy korektora, redaktora i podstaw edukacji pisarskiej. Jednak ani jedna strona, ani jedno zdanie nie zdradza, że jest to książka amatora. Jej język, melodyjność, bogactwo form, autentyczność przekazu każe myśleć, że to fachowo skrojona propozycja wydawnicza, a nie literacki debiut, wydany samodzielnie przez autora.


Będzie dobrze czyta się jednym tchem. To autobiograficzna opowieść, która wciąga, niepokoi, intryguje. Autor opowiada o swojej życiowej drodze, od wzorowego ucznia i grzecznego chłopca, poprzez zdemoralizowanego, nowobogackiego karierowicza, bezdomnego bankruta, przykładnego męża, ojca i przedsiębiorcę, przez złodzieja, gangstera, aż po lata nawrócenia i duchowej odnowy.


Znajdziemy tu wiele osobistych wyznań, wiele emocji, elementy tragiczne, społecznie nieakceptowalne, drażliwe, ale miejscami również humorystyczne.  

Jak pisze sam autor, książka jest próbą rozliczenia się z przeszłością i publicznym wyznaniem win, ale niesie w sobie również ważny, uniwersalny przekaz...

 

Uważam, że lepiej uczyć się na cudzych błędach, a więc skoro popełniłem ich tak wiele, to może ktoś na podstawie tego, co napisałem, uchroni swoje dziecko przed destrukcją. Potępiajcie mnie, drwijcie ze mnie... Ale nie traćcie życia na pogoń za pieniędzmi kosztem rodziny. Straconego czasu i miłości nie da się odkupić, nawet jeśli ciągle będziecie słyszeć w głowie, żeby się nie przejmować, bo „będzie dobrze”...

 

 

To książka dla każdego, kto wątpi w szczęście i spełnienie, jakie niesie zwykła codzienność. Pomaga docenić najprostsze wartości, każe się nam zatrzymać i dostrzec sens w tym, co dostajemy od życia, bez karmienia nieustannego głodu na więcej, lepiej, pełniej, szybciej...

 

Książka może zainteresować także psychologów i socjologów, bo z ich punktu widzenia proces destrukcji i resocjalizacji autora jest niezwykle ciekawy.

 

FRAGMENTY KSIĄŻKI:

Już po pierwszym strzale wiedziałem, ze polubiłem ten sport tak jak zapach prochu. Jest coś dziwnego w człowieku, że niektóre zapachy pochodzące od różnych przedmiotów stają się dla niego równie ulubione jak najlepsze perfumy. Moimi, oprócz Kenzo, są podkłady kolejowe i spalony proch strzelniczy. W pewnym sensie symbole odwzorowujące całe moje życie: luksus, wędrówka i zbrodnia. Straszne odkrycie, którego dokonałem w czasie, kiedy piszę ten akapit.

 

***

 

Ze wstępu do rozdziału pt. „STRIPTIZ  SNOBA”:

 

                Striptiz to obnażenie się, zdjęcie z siebie wierzchniego okrycia, wystawienie się na publiczną ocenę obcych ludzi. Wiąże się również z ukrytym wstydem, pogardą dla samego siebie, wyrzutami sumienia.

                Snob to ja. Bezkrytyczny naśladowca cudzych pasji, pomysłów, stylu życia. Nigdy nie miałem własnego zdania, ulegałem namowom i przeróżnym wpływom. Półroczny nowobogacki, egoista, egocentryk, kłamca i malwersant.

                „Striptiz snoba” to parszywa kopia mojego życia, bez tajemnic i cenzury, którego cholernie się wstydzę.

                W tym rozdziale przedstawię, jak szybko narodziła się we mnie chęć szpanowania

i wywierania wpływu na innych wszelkimi dostępnymi środkami: kłamstwem, pieniędzmi, fałszywymi dokumentami, naśladownictwem... Najważniejsze, aby było dobrze.  Mnie dobrze…

 

***

 

Śmierdzący dymem, brudny, osłabiony i odwodniony, omijany łukiem przez ludzi dotarłem do Rynku. Usiadłem pod pomnikiem Mickiewicza i utonąłem w beznadziejności. Przechodnie coraz licznej pojawiali się w okolicy Sukiennic. Biegli do pracy, zwiedzali, na kogoś czekali. Niektórzy karmili gołębie. Jak ja wtedy im zazdrościłem! Ale nie ludziom, lecz ptakom. Siedziałem tak blisko nich i również byłem głodny, lecz mnie nikt nie nakarmił. Chciałem nawet, niby niechcący, spłoszyć je i bez względu na gapiów zaspokoić głód okruchami i ziarnem. Jednak i tego nie potrafiłem. Mijały sekundy, minuty, kwadranse. Nagle ptaki odleciały, i wcale nie za moją sprawą. To grupa młodych ludzi w kolorowych ubraniach z dredami i gitarą zbliżyła się do pomnika. Jeden z chłopaków zdjął czapkę i tak łatwo, jak łatwo się mówi „dzień dobry” rodzicom, podchodził do obcych osób i zbierał na wino. Nie udawał, że na jedzenie, leki czy mieszkanie. Uśmiechając się, mówił:

                – Zbieramy na wino! Zbieramy na wino! Dziękuję!

                 Podszedł także do mnie. Nie podnosząc wzroku, odpowiedziałem:

                – Wspomógłbym was, ale nie mam pieniędzy nawet na jedzenie. – Sam się zdziwiłem, że takie złożone zdanie udało mi się wypowiedzieć.

                – No co ty! Poważnie? – Chłopak przestał się uśmiechać, a głos mu spoważniał.

                – Jestem głodny od paru dni – mówiąc to, uniosłem głowę i spojrzałem na niego.

                – Siedź tu i nigdzie nie idź – polecił stanowczo i podszedł do reszty grupy. Coś im mówił, co chwila zerkając w moją stronę.

                „Ciekawe, gdzie i po co miałbym chodzić” – pomyślałem.

                Wróciłem do obserwacji gołębi, które zaczęły wracać na śniadanie. Nie dość, że były takie grube, to jeszcze opychały się ziarnem. Bezczelne ptaszyska. Takie tłuste, najedzone, szczęśliwe…

               – Masz i jedz. Tylko powoli! – To był głos tego chłopaka.

Podał mi pół bochenka chleba, litrową torebkę mleka i batonik czekoladowy

                – Tylko na tyle starczyło, a na wino zaraz i tak nazbieramy. No jedz! – I na koniec z uśmiechem dodał: – Będzie dobrze.

                Nie wytrzymałem i po policzkach popłynęły pierwsze łzy. Powąchałem chleb i delikatnie ugryzłem chrupiącą skórkę. To było niesamowite wrażenie. Obudził się żołądek i zaraz zaczęło robić się cieplej. Długo przeżuwałem każdy kęs. Bałem się połykać, aby zbyt szybko nie zjeść wszystkiego. Kilka łyków mleka też się przydało, bo rozcieńczona krew szybciej krążyła i łatwiej docierała do palców rąk i nóg. Żyłem.


Od 2 do 10000 znaków

Znajdź nas na Facebooku

Partnerzy

Subiektywnie o książkach
Dwumiesięcznik SOFA
Wydawnictwo Psychoskok
Wydawnictwo MG
Kuźnia Literacka
Zażyj Kultury
Fundacja  Polonia Union
Kulturalne rozmowy - Sylwia Cegieła
Sklep internetowy TylkoRelaks.pl
CoCzytamy.pl