Agata Tuszyńska: "Krzywicka - długie życie gorszycielki"

Okładka
Irena Krzywicka jest fascynującą postacią znaną głównie z romansu z Tadeuszem Boyem-Żeleńskim. No niestety taka jest prawda. Och była oczywiście pisarką, której największą popularność przyniosły relacje z procesu Rity Gorgonowej oraz książki z nurtu wojującego feminizmu, stanowiące zupełną nowość w Polsce. Zapewniły jej tytuł pierwszej gorszycielki przedwojennej Warszawy.
O jakości jej książek mogę napisać jedynie tyle, że owszem są kontrowersyjne, ale bardzo średnie. Chociaż niech każdy sobie wyrobi własną opinię oczywiście. Dla mnie najbardziej   interesujące są zawarte w nich wątki autobiograficzne. Poza tym dużo mówią o czasach, w których żyła, a mnie to zawsze interesuje. Nie przeczytałam jeszcze wszystkiego, wolałam  sięgnąć po książki o niej, wtedy zupełnie inaczej czyta się to, co napisała. Niezwykle interesująca jest historia jej życia, opowiedziana w Wyznaniach gorszycielki. A jeszcze bardziej interesująca jest jej biografia autorstwa Agaty Tuszyńskiej "Długie życie gorszycielki".

O ile Wyznania trzeba traktować z dużą ostrożnością, bo Krzywicka lubiła dodawać sobie znaczenia, zwłaszcza jako "oficjalna" kochanka Boya, to książka Tuszyńskiej stanowi niezmiernie interesujący obraz słynnej przedwojennej skandalistki. Autorka oddała głos ludziom, którzy Krzywicką znali, lubili lub nie, cenili albo wcale nie rozumieli jej fenomenu. Są wśród nich najbliżsi, syn Andrzej i przybrany syn Tadeusz oraz mnóstwo innych osób, które były z nią bliżej związane albo tylko otarły się o nią na pewnym etapie jej życia. Z tych opowieści wyłania się kobieta na pewno niezwykła, ale niekoniecznie sympatyczna. Pełna sprzeczności, która twierdziła, że poglądy nie zawsze przekładają się na prawdziwe życie.

Żyła 95 lat, ale tak naprawdę wszystko, co najważniejsze, skończyło się dla niej wraz z wybuchem II wojny światowej. Wcześniej miała męża, dwóch synów, miłość i przyjaźń Boya. Była rozchwytywana towarzysko, adorowana i popularna. U boku Żeleńskiego zaangażowała się w działalność na rzecz kobiet, ich prawa do świadomego macierzyństwa, aborcji i kierowania własnym życiem tak, jak uważały to za stosowne. Opowiadała się za wolnością seksualną w związku. Skwapliwie wdrażała ten model relacji we własnym małżeństwie  podobno za zgodą męża. W bardzo liberalnym środowisku artystycznym przedwojennej Warszawy jej postępowe poglądy nikogo za bardzo nie bulwersowały, ale społeczeństwo nie było gotowe na przemyślenie pewnych kwestii i, jak powszechnie wiadomo, nie jest na to gotowe do dzisiaj.

Nie była wielką pięknością, ja przynajmniej tego nie widzę, ale lubiła ogromnie opowiadać o swoim niesamowitym powodzeniu. Jeśli wierzyć jej słowom, wszyscy się w niej kochali, nawet Iwaszkiewicz. Prawda to, czy skuteczna autoreklama, nie udało się ustalić, bo relacje są sprzeczne, a warszawka plotkowała, że Krzywicka weszła na salony "pod-Boyem". Z pewnością miała to "coś", co czyni z kobiety nawet niezbyt urodziwej, kobietę pociągającą. Przede wszystkim składała się na to jej ponadprzeciętna inteligencja, o czym zgodnie mówią jej zwolennicy i antagoniści. Tym przyciągała najbardziej, a dopiero na drugim planie była jej uroda, może dla mnie dyskusyjna, ale przecież niejednokrotnie wspominana przez osoby, które się z nią zetknęły. Malował ją chętnie Witkacy,  związany zresztą przez jakiś czas z żoną Boya, Zofią (co za czasy:)!) Właśnie na portretach Witkacego wydaje mi się najbardziej interesująca, bo jemu udało się uchwycić jej piękno.


.

Lubiła zawsze rozmowy o seksie, co jedni uważali za objaw wyzwolenia, inni zaś twierdzili, że "głodnemu chleb na myśli". W "Długim życiu gorszycielki" niejednokrotnie pojawia się teza, że w rzeczywistości jej wiele romansów miało raczej charakter platoniczny. Korespondowała miłośnie z francuskimi pisarzami (możliwość spotkania raczej minimalna), uwodziła Iwaszkiewicza (możliwość spełnienia raczej zerowa), miała się ku Mirosławowi Żuławskiemu (no ale żona i dzieci, szkoda rozbijać rodziny). Została więc już do końca życia jako kochanka-wdowa po Boyu, co wielu bardzo raziło, gdyż żyła przecież Zofia Żeleńska, w dodatku zachowująca się z wielką skromnością i godnością. Lekki niesmak budzi relacja ze spotkania poświęconego Boyowi, na którym Krzywicka, w obecności żony i syna pisarza, zdała szczegółową relację z łączącej ich relacji.

Ale była również inna Irena Krzywicka. Wojna od razu zniszczyła jej świat, odebrała męża i Boya. W 1943 roku zmarł jej ukochany, starszy syn Piotr. Tu relacje są niezwykle zgodne, że był to chłopiec o nieprzeciętnej urodzie i inteligencji. Z jego stratą nigdy się nie pogodziła. Iwaszkiewicz, który spędził przy niej noc po śmierci dziecka, opowiadał, że pierwszy raz w życiu widział kogoś walącego głową w ścianę. Ciężar tej odebranej matce miłości musiał potem nieść młodszy syn Andrzej. Jego największą wadą było to, że nie był Piotrem i choć został wybitnym naukowcem o międzynarodowym znaczeniu, Krzywicka zawsze wracała myślami do tego, co mógłby osiągnąć Piotruś, gdyby żył. Tak utalentowany chłopiec! Była ateistką, ale wierzyła, że po śmierci spotka się ze swoim dzieckiem.

W 1953 roku młodszy syn Andrzej zachorował na Heinego-Medinę. Był w tym samym wieku, co jego brat, gdy umarł. Jego stan był bardzo ciężki, właściwie nikt nie dawał nadziei, że przeżyje. Ponieważ odwiedziny na oddziale zakaźnym były zabronione, a ona nie dopuszczała myśli, że mogłoby jej nie być przy umierającym dziecku, zatrudniła się w szpitalu jako salowa. Rozpoczęła długotrwałą walkę o życie, a później o zdrowie Andrzeja. Historia jej ówczesnych zmagań z losem, to naprawdę jeden z najpiękniejszych przykładów miłości matczynej, o jakich czytałam. Ta Krzywicka przekonała mnie do siebie całkowicie jako człowiek.

Jej życie, na początku fascynujące, zostało później zdominowane przez wspomnienia i troskę o syna. Wyjechała z nim z Polski, aby mógł kontynuować pracę naukową na najwyższym poziomie. Nigdy już nie była szczęśliwa. Odcięta od znajomych, przyjaciół, Warszawy, żyła skromnie i dość monotonnie we Francji. Nadal chciała być przedwojenną Krzywicką, a wiele relacji przytoczonych przez Tuszyńską potwierdza, że nie miała łatwego charakteru, co z wiekiem było coraz bardziej widoczne. Co najgorsze jej ostatnie lata upłynęły w cieniu dramatycznego konfliktu z synową (trzecią z kolei). Sprawa była naprawdę poważna, bo bliscy Ireny Krzywickiej podejrzewali nawet, że nie zmarła śmiercią naturalną.

Agata Tuszyńska potrafi opowiadać jak mało kto. Widać jej osobiste zaangażowanie, które jednak nie wpływa na jej obiektywizm. W biografii przedstawia opinie entuzjastyczne, ale również i takie, które nie stawiają jej bohaterki w dobrym świetle, a momentami są nawet bardzo niekorzystne. To właśnie sprawia, że jest to bardzo dobra książka. Wyważona, ale i emocjonalna. Na pewno nie pisana na kolanach. Mimo że Irena Krzywicka niekoniecznie jest kobietą, którą chciałoby się od razu mieć za przyjaciółkę, można się do niej zbliżyć, bo niewątpliwie banalna nie była.

Kto zainteresuje się wnikliwiej tematem, na pewno natrafi też na wspomnienia Andrzeja Krzywickiego, syna Ireny. Również bardzo ciekawa postać, wybitny naukowiec, a przy tym przez lata uzależniony od matki syn, jedyny, z kochanych ludzi, którego nie zabrała jej śmierć.

Marta

źródło: http://tomojkawalekpodlogi.blogspot.com

Od 2 do 10000 znaków

Znajdź nas na Facebooku

Partnerzy

Subiektywnie o książkach
Dwumiesięcznik SOFA
Wydawnictwo Psychoskok
Wydawnictwo MG
Kuźnia Literacka
Zażyj Kultury
Fundacja  Polonia Union
Kulturalne rozmowy - Sylwia Cegieła
Sklep internetowy TylkoRelaks.pl
CoCzytamy.pl