Afryka podbita przez Polaków czyli "Łosoś a la Africa"

Okładka
Książki nie ocenia się po okładce. A jeśli okładka jest ładna, to nie ocenia się po pierwszych pięćdziesięciu stronach. "Łosoś" na początku zgrzytał w zębach, jakby autor przyprawił go zbyt wielką ilością soli, a sądząc po ilości podtekstów erotycznych, skusiłabym się o porównanie, że nawet pieprzu.


A później czytało się naprawdę świetnie i szybko. Przypominało to trochę przejażdżkę olbrzymim roller-coasterem, gdzie najpierw umiera się z irytacji, podjeżdżając w śmiesznie powolnym tempie pod górę, a później piszczy z radości, kiedy kolejka krąży do góry nogami po pętlach.


Zaczynając czytać książkę "Łosoś a la Africa" spodziewałam się raczej powieści podróżniczej, czegoś z wyraźnie zarysowanym klimatem Afryki w tle. A na wstępie dostałam obraz Warszawy i znudzonej życiem kobiety, która decyduje się pojechać z partnerem i znajomymi w podróż życia. Ich pierwszym celem staje się Syberia, jednak Maciej, nieprzywykły do chłodu i niewygód, namawia ukochaną, by wyruszyli do hotelu z basenem na Czarnym Lądzie.


Równolegle otrzymujemy historię polskiego wojska, a właściwie rozlazłych, wiecznie pijanych żołnierzy, stacjonujących za karę w Zimbabwe. Jest też pan generał, który każe się nazywać kapitanem i w swoim gabinecie w Warszawie od kilku lat zapija smutek po stracie sekretarza Jakubiaka. Obraz nędzy i rozpaczy, który niezbyt mi odpowiadał. Jest coś takiego w polskiej mentalności, że ludzie wyobrażają sobie naszych żołnierzy jako dzielnych, dumnych i tak dalej. A tu mamy wiecznych bimbrowników, którzy byle kiedy przez przypadek strzelają do cywilów podczas akcji.


Do tego dochodzi dosyć prosty i powiedziałabym prymitywny humor. Wiecie... oddział CHUJ i DUPA, hotel w Ruchanku, afrykańskie plemię o nazwie Geni Talis... nie będę wymieniać dalej. Chciałam, żebyście zrozumieli "powagę" sytuacji. Jednak fabuła jest tak wciągająca, tak niesamowicie wkręca i nie pozwala się oderwać... Nie potrafię wytłumaczyć fenomenu tej książki, ale jest naprawdę dobrze napisana. Nawet wulgaryzmy i podteksty mają swój cel i są wplecione w fabułę na tyle umiejętne, że później zaczynają bawić i tworzą specyficzny klimat. 


Kolejnym plusem są charakterystyczne i dobrze wyważone postacie. Mamy Macieja, pisarza, który sprzedał 3 egzemplarze swojej książki (jedną kupił sam, drugą jego dziewczyna, a trzecią przyjaciel). Oprócz tego jest Agata, czyli jego partnerka, a zarazem tajna agentką wplątana w akcję związaną ze zniszczeniem starówki w Poznaniu. Ich towarzyszami podróży po Afryce zostają wiecznie napalony Filip i Monika, której niezbędnym ekwipunkiem dla przetrwania w dżungli jest kosmetyczka i torba markowych podkoszulek. Co w tej wyprawie mogło się nie udać?


Moim faworytem pozostanie jednak generał brygady Zbyszek, cwałujący na zebrze i prowadzący polski kontyngent do ataku na Amerykanów. Ten człowiek jest naprawdę kapitalny i uroczo wręcz nierozgarnięty. Moim ulubionym momentem książki był ten, kiedy pilot odrzutowca wmawiał generałowi, że na terenie każdego kraju byli atakowani rakietami ziemia-powietrze, przez to, że jest tak wysoko postawionym oficerem.


Co w tej książce jest takiego niezwykłego? Specyficzny typ humoru kojarzy mi się odrobinę ze "Światem według kiepskich". Momentami wszystko wydaje się głupie, prostackie... A w sumie jest konkretne, inteligentne i prowokujące do myślenia. Nie wiem, czy powinnam się tego wstydzić, czy nie, ale ubawiłam się przy tej książce, jak już dawno nie miałam okazji. A tytułowy łosoś... to subtelny smaczek, o którym jeszcze długo nie zapomnę.

Od 2 do 10000 znaków

Znajdź nas na Facebooku

Partnerzy

Subiektywnie o książkach
Dwumiesięcznik SOFA
Wydawnictwo Psychoskok
Wydawnictwo MG
Kuźnia Literacka
Zażyj Kultury
Fundacja  Polonia Union
Kulturalne rozmowy - Sylwia Cegieła
Sklep internetowy TylkoRelaks.pl
CoCzytamy.pl